Na kartach XIX. wiecznych opisów dawnego województwa sandomierskiego odnaleźć można krótkie wzmianki o Kijach, informujące zwykle o ich położeniu i o charakterystycznym dominującym nad okolicą kościele parafialnym. Czytamy tam między innymi: ?Wieś ta odległa 10 wiorst od Pińczowa, leży w punkcie przecięcia się dwóch dróg bitych z Kielc na Pińczów do Krakowa i  z  Jędrzejowa do Chmielnika. Na wzgórzu zabudowana, ozdobiona jest pięknym, w nowym guście murowanym ko-ściołem; w pobocznej kaplicy znajdują się marmurowe z XVII wieku grobowce, z malowanymi na miedzi wizerunkami Krasuskich; zasługuje też na uwagę kształtna i wysoka dzwonnica?. Stojąca tutaj od wieków wczesnobarokowa świątynia, mająca za patronów świętych Piotra i Pawła, wymurowana została na miejscu romańskiej, a więc dużo wcześniejszej, pamiętającej wiek XII.

Tak odległa metryka poświadcza istnienie Kij już w początkach polskiego średniowiecza, kiedy były one własnością książęcą, na co wskazują inne do dzisiaj zachowane dokumenty historyczne. W jednym z nich, najstarszym, bo pochodzącym sprzed 1166 r., książę Henryk Sandomierski nadał sprowadzonym przez siebie do Zagości joannitom, m.in. prawo do łowienia bobrów w Małogoszczy i Kijach. Natomiast z dokumentu nieco późniejszego, wydanego w  latach 1170?75 przez Kazimierza Sprawiedliwego, młodszego brata poprzedniego księcia, jest mowa o czterech dziesiętnikach, których książę przeniósł z Kij do Zagości. (Dziesiętnicy należeli do ludności niewolnej, rekrutowali się z jeńców wojennych, nadawano ich instytucjom kościelnym, osobom prywatnym, a także przenoszono z miejsca na miejsce). Fakt ten interpretowany jest jako przejście wsi w ręce prywatne. Zmianę stosunków własnościowych na terenie Kij potwierdza kolejny z dokumentów, tym razem nadany przez biskupa krakowskiego Wincentego zw. Kadłubkiem. Jest w nim wspomniany po raz pierwszy pod rokiem 1213 miejscowy kościół wraz z należącymi doń dwiema prebendami, czyli dochodami kościelnymi, których część przypadała osobom duchownym jako wynagrodzenie za pełnione obowiązki. Jednej z tych prebend patronowała osoba świecka, komes Wojsław, drugiej wspomniany biskup. Były to prebendy bogate, czerpiące dochody z Kij, Czechowa, Samostrzałowa i Żydowa, z połowy zysków targu w Czechowie oraz z karczmy w Kijach. Tak hojne zaopatrzenie kościoła w środki materialne pochodziło zapewne sprzed podziału patronatu i nie mogło być przypadkowe. Wyrażany w naukach historycznych pogląd na tę sprawę zakłada, że kościół w Kijach musiał w swoim czasie pełnić jakąś szczególnie ważną funkcję, którą przewidział dla niego fundator, niewątpliwie Henryk Sandomierski. Wiele wskazuje na to, że była to rola głównej świątyni kasztelanii mającej pierwotnie w dwunastowiecznych Kijach swoją główną siedzibę. Wspiera to przypuszczenie dokument z 1198 r. wojewody mazowieckiego Żyry, nadający klasztorowi bożogrobców miechowskich jakąś wieś położoną ?prope Kye?, tzn. niedaleko Kij, a więc w pobliżu miejscowości, która na tym terenie była administracyjnie najważniejsza. Badający tutejszą świątynię romańską w latach 1960?65 prof. Andrzej Tomaszewski, archeolog i historyk sztuki, po rozwa-23 żeniu wyników prac wykopaliskowych i przekazów źródeł pisanych, wysunął taką hipotezę: W pierwszej połowie wieku XII została utworzona kasztelania kijska, a w jej skład weszły dwa powiązane ze sobą punkty osadnicze: nowo zbudowany gród obronny pośród rozlewisk Nidy, w pobliżu Umianowic, oraz wieś Kije, centrum polityczne i religijne kasztelanii. Tutaj wkrótce wzniesiono wspomniany wcześniej kościół, który został wtedy nadzwyczajnie uposażony, by mógł sprostać statusowi świątyni kasztelańskiej. Być może równocześnie z nim zbudowano także i kasztel, tzn. siedzibę kasztelana, lecz budowla ta nie zachowała się do dzisiaj. (Jeśli była drewniana, czas ją unicestwił dość szybko; jeśli murowana to resztki fundamentów tkwią gdzieś w ziemi, ale na razie nikt ich nie szukał). Taki stan rzeczy, będący wynikiem planowanej akcji książęcej, załamał się dosyć wcześnie, kiedy w drugiej połowie stulecia książę z powodów których nie znamy, zrezygnował z przysługujących mu tutaj praw własno-ściowych. Kościół znalazł się w rękach rycerskich, gród na rozlewiskach zaprzestał funkcjonowania i się wyludnił, zaś siedzibę kasztelanii przeniesiono do Czechowa, gdzie jednak nie potrafiła ona zapewnić sobie większego znaczenia. Ostatecznie akcję Henryka Sandomierskiego i  Kazimierza Sprawiedliwego spotkało niepowodzenie. Pamiątką po wydarzeniach sprzed wieków jest miejscowy kościół, którego wczesny barok kryje w sobie nie tylko pozostałości romańskie, ale także historię wsi. Ta świątynia była w swoich początkach niewielką budowlą, której prostokątną nawę zamykała półkolista absyda. Kośció-łek miał 9,5 m długości, szerokości około 5,60, zaś wysokość oblicza się na prawie 7,5. Grube na półtora metra mury pokrywał wapień, którego ciosy wewnętrzne obrobiono starannie, natomiast zewnętrzne tylko pobieżnie. Fachowcy wysoko oceniają poziom techniki wykonania kościo-ła, kontrastujący z jego prostym układem przestrzennym, skromnymi rozmiarami i brakiem detali architektonicznych. Niedostatek tych ostatnich utrudnił dokładniejsze datowanie budowy świątyni. Na szczęście ?stwierdzono powiązania warsztatowe z pierwszym kościołem romańskim w Wiślicy, szczególnie z kryptą?, co skłoniło uczonych ?do przyjęcia tezy, że oba obiekty wykonał ten sam warsztat budowlany, działający około XII wieku. Jest wielce prawdopodobne ich powstanie w latach 1145?46 jako fundacji księcia Henryka Sandomierskiego?. Przeprowadzone przez archeologów badania przykościelnego cmentarza, który rozpoczął swe funkcjonowanie razem ze świątynią, pozwoliły odkryć groby i pochówki orientowane głową na zachód. Nie natrafiono jednak na ślady trumien, co może oznaczać, że ich wtedy nie używano. Pochówki te były bardzo skromne, o czym świadczą nieliczne przy nich znaleziska: kabłączki skroniowe i rozkruszone paciorki ceramiczne w dwóch grobach kobiecych oraz płyta kamienna, pokrywająca grób kogoś znaczniejszego. Z opisywanym romańskim kościółkiem związana jest niezmiernie stara tradycja, znana już kanonikowi Długoszowi, a nawet utrwalona przez niego w znakomitych ?Rocznikach czyli kronikach sławnego Królestwa Polskiego?. Opowiada ona o głośnym w swoim czasie komesie wrocławskim i palatynie, Piotrze Włostowicu, aktywnym politycznie w drugiej ćwierci XII w., który stał się protoplastą rodu Łabędziów- Duninów. Przypisywano mu, na pewno z wielką 24 przesadą, fundację aż 77 kościołów, poumieszczanych w różnych okolicach Polski piastowskiej, w  tym także na terenie Kij. Znajomość tej tradycji w rodzinie Łabędziów miała wydać owoce w XV w., w postaci zaskakującego epizodu zwią-zanego z bitwą pod Grunwaldem w 1410 r. Brał bowiem udział w tym sławnym starciu znakomity rycerz sandomierski, Mszczuj ze Skrzynna herbu Łabądź, walczący w składzie chorągwi nadwornej. Właśnie ona zmiażdżyła w  decydującym momencie resztę wojsk Zakonu. Mszczuj był tym rycerzem, który pierwszy doniósł Władysławowi Jagielle o śmierci wielkiego mistrza Ulryka von Jungingen, na dowód czego okazał królowi złoty pektorał, relikwiarz w kształcie krzyża, zdjęty z martwego Krzyżaka. Ciało Ulryka odszukano wówczas na pobojowisku, zidentyfikowano, podniesiono, umyto, owinięto w  prześcieradła i  purpurę, po czym odesłano do Malborka. Natomiast jego wojenny ekwipunek, zbroja oraz wspania-ły płaszcz z  godłem państwa zakonnego, przypadł Mszczujowi, co w tamtych czasach uznawane było zwyczajowo za sprawiedliwe wynagrodzenie zwycięzcy. Część łupów grunwaldzkich, przede wszystkim ów płaszcz, tak dobrze widoczny na obrazie Matejki, ofiarował Mszczuj kościołowi w Kijach, bo jako rodowity Łabądź poczuwał się do osobistych związków z tą świątynią i jej fundatorem palatynem Piotrem, swoim przodkiem, którego pamięć chciał w ten sposób uczcić. Przekaz o  tej darowiźnie zawdzięczamy Długoszowi, który chcąc utrwalić na zawsze wizerunki chorągwi zdobytych na Krzyżakach pod Grunwaldem, Koronowem i Nakłem, kazał je namalować Stanisławowi Durinkowi z  Krakowa. Powstało w  ten sposób bezcenne dzieło ?Banderia Prutenorum? (?Chorągwie pruskie?), przechowywane obecnie w zbiorach Biblioteki Jagiellońskiej. Poszczególne podobizny zaopatrzył Długosz w stosowne komentarze łacińskie. Przy wi-25 zerunku chorągwi wielkiego mistrza napisał: ?Większa chorągiew mistrza krzyżackiego, pod którą stawał wielki mistrz krzyżacki, Ulryk von Jungingen, a wraz z nim znaczniejsi dworzanie i rycerze. Płaszcz, w którym poległ, z białego sukna z Arras, z utkanym, a  wyrysowanym poniżej znakiem, posiada jako ornat kościół parafialny w Kijach?. (Płaszcz, będący wierzchnim nakryciem zrobionym z białego sukna, nazywał się paludament. Używany bywał nie tylko przez rycerzy, ale również przez panny młode, natomiast w liturgii rzadziej). Warto w  tym miejscu wspomnieć o jeszcze jednej kijskiej tradycji, bardzo patriotycznej, z  którą zetknął się tutaj, a później ją opisał historyk Michał Rawita-Witanowski (zm.1943), autor warto-ściowej książki o dawnym powiecie chę-cińskim. Była ona wspomnieniem bitwy grunwaldzkiej. Otóż Witanowski przy opisie dzwonnicy kościoła parafialnego dodał wiadomość, o starym zwyczaju codziennego dziewięciokrotnego bicia w dzwon, zaraz po modlitwie na Anioł Pański. Na jego dźwięk każdy pobożny parafianin winien był odmówić pacierz za rycerzy poległych w tym wielkim starciu. Kościelne dzieje Kij to historia miejscowej parafii i dekanatu, którego siedzibą była wieś przynajmniej od 1326 r., bowiem pod tą datą wymieniają go przekazy źródłowe po raz pierwszy. Dekanat należał wtedy do diecezji krakowskiej i obejmował 13 parafii: Busko, Chotel Czerwony, Gnojno, Gorysławice, Janina, Kije, Krzyżanowice, Lisów, Wierciszów (później Pińczów), Sędziejowice, Szaniec, Szczaworyż. W stuleciu XIV doszło jeszcze 9 nowych: Bogucice, Chmielnik, Chomentów, Drugnia, Korytnica, Łukowa, Pierzchnica, Piotrkowice i Zagość. Ponadto na tym terenie miały swoje siedziby klasztory: w Busku i Krzyżanowicach ? norbertanki i norbertanie, w Pińczowie ? paulini i reformaci, w Piotrkowicach ? bernardyni, w Szańcu ? kameduli, w Zagości ? joannici. W niedługim czasie po ostatnim rozbiorze, władze kościelne dokonały reorganizacji dekanalnej i w 1819 r. zlikwidowały prastary dekanat w Kijach. W jego miejsce utworzono nowy z  ośrodkiem w Szydłowie. O tutejszej parafii informują średniowieczne dokumenty, kiedy wymieniają najwcześniej do niej należące miejscowo-ści: Borczyn, Gartatowice, Kije, Kliszów, Lipnik (Lipa), Umianowice, Żydowska Wola. Z upływem czasu doszły jeszcze: Chruścice, Chwałowice, Czechów, Go-łuchów, Górki, Hajdaszek, Karsy, Kokot, Oględówek (Oględów), Rębów, Samostrzałów, Stawiany, Szarbków, Wierzbica, Wola Gołuchowska, Żydów i Żydówek. Parafia ta musiała powstać bardzo wcześnie, a wskazuje na to jej rozległe terytorium, a  nawet legendarny przekaz o  komesie 27 Piotrze Duninie, który miał tu zbudować pierwszy kościół, około 1120 r. Fragmenty tej starodawnej budowli odsłonili archeolodzy warszawscy podczas prac badawczych od 1960 r. Objęły one przede wszystkich wnętrze obecnej świątyni św. Piotra i  Pawła, ujawniając wczesnośredniowieczne relikty w murach nawy, fundamentach muru zachodniego, narożach apsydy i  filarze empory. Wła-śnie temu ostatniemu elementowi urzą-dzenia architektonicznego wnętrza należy poświęcić nieco więcej uwagi, chociaż nie istnieje on już od wieków. Empora pełniła w kościele funkcję loży (galerii, trybuny) przeznaczonej dla pana feudalnego, dając jednocześnie dodatkową powierzchnię dla uczestników nabożeństwa. Mieściła się na ścianie przeciwnej prezbiterium, podkre-ślając swoim usytuowaniem ważność osób, które z niej korzystały, co dla tamtego spo-łeczeństwa nie było sprawą bez znaczenia. Archeolodzy odsłonili w nawie pozostało-ści wspornika, na którym opierały się dwie arkady owej empory, podsklepionej dwoma polami krzyżowymi na rzucie kwadratu. Historycy sztuki i architektury są zdania, że empory były charakterystyczne dla dawnych świątyń kanonickich, bo zazwyczaj tam można je było spotkać. O istnieniu w Kijach zgromadzenia kanonickiego (kanonikatu świeckiego) mówi wyraźnie wcześniej wspomniany dokument biskupa Wincentego Kadłubka. Wspólnoty kanoników zajmowały się naonczas krzewieniem chrześcijaństwa oraz tworzeniem organizacji kościelnej. Były przydatne i prężnie się rozwijały. Z tego powodu powstało ich kilkanaście nowych za panowania Bolesława Krzywoustego (książę panował w latach 1102?1138), m.in. w Imielnie, Małogoszczy, Szańcu, Pełczyskach i Kijach. Z upływem wieków romański kośció-łek stawał się ciasnawy, jego wnętrze mogło zmieścić nie więcej niż 150?160 osób (Liczbę parafian w 1340 r. szacuje się na 1110). Toteż przebudowywano go i rozbudowywano jeszcze w średniowieczu. Zasadnicze zmiany miały się jednak dokonać w stuleciu XVII, kiedy otrzymał obecny wygląd budowli wczesnobarokowej. W następnym wieku poddany został gruntownej renowacji staraniem proboszcza Ignacego Korwina Bieńkowskiego, kanonika krakowskiego. Nie licząc się z kosztami, a były one niemałe, położył nowe gonty na dachu kościoła, zaś kopułę wieżyczki z sygnaturką kazał obić blachą; z jego polecenia zburzono kaplicę Krasuskich (nie nadawała się już do remontu) i w 1776 zbudował nową. Przy tej okazji odnowiona została druga z kaplic, rodziny Dembińskich, a wszystkie ołtarze drewniane zastąpiono murowanymi. Poważną inwestycją było wniesienie w 1786 r. dzwonnicy, na której zawieszono trzy nowe dzwony. Proboszcz zajął się również cmentarzem, który otoczył murem. Kościół wyposażono wtedy w  rozmaite przybory: kadzielnicę, monstrancję, ornaty, kapy, bieliznę liturgiczną, chorągwie, księ-gi liturgiczne i jeszcze inne do biblioteki. Dzięki funduszom i zabiegom ks. Bieńkowskiego postawiono nowe oficyny, stajnie, organistówkę, także domy dla wikariusza i dzwonnika. Obiektem należącym do parafii był szpital, czyli przytułek dla starców i ludzi nieporadnych życiowo. Najdawniejsza o nim wiadomość pochodzi z 1598 r., potem jego istnienie odnotowują protokoły wizytacji biskupich w XVII i XVIII wieku. Budynek szpitalny zajmował plac przy gościń-cu, za cmentarzem od strony dzwonnicy, był drewniany, mieścił w sobie sień i dwie 28 izby, jedną dla kobiet, drugą dla mężczyzn. Pomieszkujących tu pensjonariuszy bywa-ło 4?7, w zależności od czasu. Ponieważ w 1748 r. stan techniczny szpitala był zły, proboszcz Bieńkowski zbudował go na nowo od fundamentów, pokrył gontem, zwiększył liczbę pomieszczeń, zaopatrzył w piece i kominki. W zamian użytkownicy wykonywali pewne posługi przy kościele. W latach 40. XIX wieku szpital odnowiono, jak się okazało, po raz ostatni. Pod koniec tegoż stulecia jego gmach uległ zniszczeniu, ale odbudowany nie został. Ostatni zapis o jego istnieniu pochodzi z 1896 r. Pod opieką parafii pozostawała jeszcze jedna instytucja społeczna, którą była szkoła, poświadczona najwcześniej w dokumentach z  lat 1513?1539, gdzie jest mowa o jej rektorach (kierownikach). Kolejne o niej informacje zawierają wizytacje kościelne XVI?XVIII. wieczne. Najstarsza z 1598 r. wymienia nazwisko kierownika, niejakiego Wawrzyńca z Sochaczewa, pobierającego osiem złotych rocznej pensji, którą musiał się jednak dzielić z kantorem, nauczycielem śpiewu kościelnego. W roku 1679 pensja wzrosła do dziesięciu florenów, ale dzielono ją na trzy części (doszedł dzwonnik). Zarobki, jak widać, wysokie nie były, dlatego pedagodzy szukali zajęć dodatkowych, dla podratowania chudej kiesy. Najczęściej był to udział w kolędzie lub częstych uroczystościach religijnych, na które zapraszano rektora, by je uświetniał swoją obecnością. Czasami brał w nich udział chór szkolny, były więc dodatkowe pieniądze dla kantora. Ale głównym płatnikiem wynagrodzenia za pracę pozostawał proboszcz. Trochę wiadomości zachowało się o uczniach. W roku 1748 uczęszczało ich do szkoły sześciu, natomiast w 1791 r. spotkał tu wizytator zaledwie ?kilkoro dzieci?. W wieku poprzednim wizytator nakazał kierownikowi, aby ten pielęgnował piękna tradycję (?chwalebny zwyczaj?) recytacji w języku rodzimym katechizmu przed sumą, co stale czynili uczniowie. Natomiast w 1782 r. chwalił wizytator codziennie śpiewanie z użyciem książki, pieśni do Przebłogosławionej Maryi. Dzięki temu dzieci lepiej czytały, a ponieważ występ był publiczny więc, zdaniem wizytatora, ?Bogu i ludziom wielce się to podoba i duszom niewymownie pożyteczne jest?. Jest także w dokumentach mowa o domu szkolnym, mieszczącym także w  sobie mieszkanie rektora. Informacje na ten temat są nader skąpe, ale wynika z nich, że budynek taki był. Ocena jego stanu technicznego w 1664 r. wypadła wielce niezadowalająco, wizytator uznał go za zdezelowany i polecił plebanowi naprawę. W gestii proboszczów pozostawał również wiejski cmentarz parafialny, usytuowany przy kościele. Odpowiednie przepisy nakazywały jego grodzenie, by utrudnić lub uniemożliwić na jego terenie wypasu bydła, jak też uprawiania handlu. Cmentarz stanowił miejsce poświęcone, służące nie tylko chowaniu zmarłych, ale i sprawowaniu kultu: odbywał się na nim procesje i nabożeństwa, głoszono niekiedy kazania. O tej nekropolii wiemy z badań archeologicznych oraz pierwszych wzmianek pisanych, które pojawiły się w dokumentach pod koniec XVI w. Pierwsza z nich z 1598 r. podaje wiadomość o  braku ogrodzenia cmentarnego, ale kolejna z  1618 mówi o istnieniu solidnego parkanu nazywanego w  późniejszych przekazach drewnianym płotem. Dopiero w połowie XVIII w. wspomniany już wcześniej ks. Bieńkowski 29 polecił wystawić mur z kamienia ciosowego, z dwiema furtkami i żelaznymi kratami. Solidne obwarowanie nie uszło baczności wizytatora, który pochwalił je uwagą: ?Bydło ani gadzina na cmentarz nie wchodzą?. Specjalnie przeznaczenie miała drewniana kostnica. Składano w niej kości wydobyte z ziemi przy kopaniu nowych grobów, a gdy się ich sporo uzbierało urządzono im uroczysty pogrzeb z pochówkiem we wspólnej mogile. Budyneczek ?kośnicy?o gontowym dachu i jednym okienku dostawiony był do dzwonnicy, tuz przy bramie cmentarnej. W  czasach Królestwa Kongresowego władze nakazały likwidację cmentarzy przykościelnych i przeniesienie ich poza tereny zamieszkałe. (Krok ten podyktowany został względami higienicznymi). W Kijach zastosowano się dosyć szybko do przepisów prawa, a poświadcza to dokument z marca 1820 r., gdzie zapisano: ?Cmentarz już od lat kilku osobno odznaczony, okopany i opatrzony przyzwoicie, poświęcony?. Jednakże z upływem lat to miejsce wiecznego spoczynku parafian kijskich przestało wystarczać, nawet pomimo poszerzenia jego obszaru przez proboszcza Władysława Siarkowskiego, co nastąpiło w 1896 r. Tymczasowe rozwiązanie przetrwało do 1921 r., kiedy kolejny z proboszczów ks. Teodor Krajewski zakupił kilka mórg ziem i urządził nowy cmentarz. Należy jeszcze wspomnieć o  innych miejscach kryjących doczesne szczątki tutejszych parafian, którymi są krypty pod kaplicami kościoła. Kaplicę północną ufundował Józef Dembiński, chorąży bracławski, natomiast południową rodzina Krasuskich (tu spoczywają również spowinowaceni z nimi Bonieccy). Obie kaplice są późnobarokowe. Pierwsza z nich, mająca za patrona św. Józefa, pochodzi z 1733 r., druga natomiast ? św. Rocha, z 1766. Pochowaną niegdyś w  tym miejscu szlachtę przypominają epitafia sprzed wieków, najczęściej marmurowe, niekiedy z płaskorzeźbioną postacią zmarłego i herbem rodowym. Najstarsze z nich należą do: Zofii z Janowic Krasuskiej h. Janina (zm. 1639), którą opłakiwali synowie, Piotr, Hieronim i Dominik, który był dominikaninem, teologiem i kaznodzieją króla Władysława IV Wazy; ks. Aleksandra Zarychty (zm. 1641), kanonika i oficjała wiślickiego, który proboszczem w Kijach był już w r. 1625; Hieronima i Piotra Krasuskich, wcze-śniej już wspomnianych, uwiecznionych tablicą inskrypcyjną w roku 1670; Ignacego Bratkowskiego (zm. 1776), cześnika stę-życkiego, który ze swej tablicy przemawia wierszem żałobnym: ?Ten co was czeka spotkał mnie trafunek Tu mnie złożono proszę o ratunek Ty co na moje masz wiersze wejrzenie Żebrzę [usilnie proszę] zmów za mnie jedno Pozdrowienie Westchnienie twoje wspomoże mnie wiele Za co się w kruchcie pod twe nogi ścielę?; Ks. Ignacego Korwina Bieńkowskiego (zm. 1793), kanonika krakowskiego i proboszcza w Kijach; Leontyny ze Stadnickich (zm. 1848) i Ferdynanda (zm. 1851) Bonieckich oraz Kazimierza, Tomasza, Franciszka, Ludwika i Jakuba Bonieckich h. Bończa, bez podania dat. W dziejach Kij nie spotykamy wprawdzie zbyt wielu wydarzeń o  charakterze ponadlokalnym, ale za to parę z nich, na takie miano zasługujących, należy uznać za nader ciekawe i  godne przypomnienia. Pierwszeństwo należy się wydarzeniu z dnia 17 stycznia 1633 r., kiedy przez wieś przeszedł kondukt pogrzebowy podążają-cy na Wawel, z trumnami pary królewskiej 31 Zygmunta III Wazy i wcześniej od niego zmarłej Konstancji Habsburżanki, jego drugiej żony. Królowa zmarła w lipcu 1631 r., ale schorowany król nie zdążył jej pochować, przekładając terminy w zależności od stanu zdrowia. A gdy i on zakończył życie wiosną następnego roku, trzeba było z kolei poczekać z uroczystościami żałobnymi, aż się dokona wybór nowego władcy i jego koronacja. W listopadzie tegoż roku obrano królem Władysława IV Wazę, starszego syna Zygmunta z jego pierwszego małżeń-stwa, który niezwłocznie zajął się pogrzebem ojca i macochy. Najuciążliwsza mia-ła się okazać podróż do Krakowa, dokąd wyruszono z Warszawy w dniu 7 stycznia 1633 r., a dotarto po dwóch tygodniach. Pogoda była jak najgorsza, wiał silny wiatr powodując zadymki śnieżne, a także pada-ły deszcze. Od zmiennej pogody drogi stawały się grząskie i nieprzejezdne, w błocie topiły się wozy i konie; nierzadko błądzono, gubiąc gościniec zasypany śniegiem. Kondukt otwierały wozy z trumnami, za nimi jechały karoce rodziny królewskiej wiozące Jana Kazimierza, przyszłego króla, oraz Aleksandra Karola, królewskiego brata (Władysław IV nie uczestniczył w tej ostatniej drodze, bo zachorował). W dalszych karocach byli dostojnicy państwowi i  księża, którzy odprawiali nabożeństwa żałobne w miejscach postojów konduktu, w kolejnych pojazdach mieściła się rzesza dworzan i służby. Wszystkim towarzyszy-ło 29 żołnierzy gwardii królewskiej dla zapewnienia bezpieczeństwa oraz pilnowania namiotów, w których na noc umieszczano trumny. Na trasie tego smutnego przemarszu gromadził się lud, szlachta i duchowieństwo, na jakiś czas przyłączając się do konduktu. Przez miasta i wioski jego uczestnicy wysiadali z pojazdów i szli pieszo. Nie inaczej było na odcinku z Kielc do Pińczowa, przez Kije wiodącym? W najwyższym stopniu pasjonujące widowisko oglądały Kije latem 1702 r., kiedy najbliższa okolica wsi przeżywała przed i pobitewny zamęt wywołany starciem pod Kliszowem. Zmierzyły się wtedy ze sobą siły zbrojne Augusta II Mocnego z podobnymi Karola XII, króla Szwecji. Sama bitwa miała miejsce 19 lipca w środę, ale już w niedzielę dotarły w ten rejon pierwsze regimenty piechoty saskiej. W następnym dniu zjawił się August II z piechotą, artylerią i taborami, by na przygotowanym wcześniej placu rozbić obóz. We wtorek wyruszył z Pińczowa hetman Lubomirski prowadząc do boju jazdę. Pod Hajdaszkiem oddziały polskie rozłożyły się dla wypoczynku i noclegu, a nazajutrz około godziny jedenastej zajęły stanowiska na północnym skraju Kij. Trzon wojsk koronnych stanowiły chorą-gwie husarskie: 1350?1450 ludzi; ich zmagania tutaj były ostatnimi w dziejach oręża polskiego, zamykały piękna kartę w karierze tej formacji, tak bardzo opromienionej blaskiem sławy. Historyk Marek Wagner tak opisuje naszą jazdę, która spod Kij miała lada moment uderzyć na Szwedów: ?Chorągwie jazdy konnej stały oczekując na rozkaz do szarży. Szeregi towarzyszy husarskich lśniły w lipcowym słońcu blachami zbroi, nad nimi wyrastał las kopii z łopoczącymi na wietrze chorągiewkami, błyskały szable i buzdygany oficerów. Gdzieniegdzie widać było przerzucone przez ramiona skóry lamparcie, tygrysie lub zwykłe burki. Drugi szereg przedstawiał się mniej okazale, chociaż marsowe miny pocztowych [szeregowych nieszlacheckiego pochodzenia] świadczyły również o gotowo-ści do walki. Konie były tutaj rosłe i dobrze zbudowane, oko znawcy dostrzegało zale-32 ty wierzchowców ? ich siłę, wytrzymałość. Zdobne oporządzenie końskie dopełniało reszty wyglądu polskich husarzy. Obok stali pancerni. Na mniej majestatycznych rumakach równie dzielnie wyglądali z daleka, misiurki i kolczugi połyskiwały w słońcu, na szablach i  dzidach migotały świetlne błyski. Obydwa szeregi wyglądały niczym ustawiony w polu płot otaczający opiekuń-czo ramionami linie husarskich jeźdźców. Rozmawiano jeszcze półgłosem, spoglądając często w stronę przeciwnika, rzadziej na towarzyszy broni, gdy na czele pierwszego szwadronu pojawił się przybrany w srebrną zbroję hetman koronny. Po szeregach przeszedł szmer nerwowych rozmów i szeptów; to już, za chwilę? Hetman machnął buławą i namiestnicy podjechali do chorągwi, a komendanci zajęli miejsca przy szwadronach. Uciszcie się ? padła pierwsza komenda, za chwilę następna: naciśnijcie czapki. Żołnierze ucichli i wygodniej poprawiali się w siodłach. Teraz rozkazy posypały się szybciej: ściśnijcie kolano z kolanem, szable na temblaki, do góry dzidy, dzidy na łęk i szable w rękę. Na komendę: dalej i machnię-cie buzdyganem czołowy szwadron ruszył z miejsca, za nim ruszyły dwa następne.? Rozpoczęła się bitwa. Upłynęło ponad półtora wieku i znowu wieś stałą się świadkiem działań wojennych, tym razem na dużo mniejszą skalę, bo związanych z powstaniem styczniowym. W dniu 12 marca 1864 r. doszło bowiem do potyczki pomiędzy oddziałem dowodzonym przez Jana Newlina Mazarakiego, rodaka z Przecławki, a kozakami i piechotą rosyjską. Uganiano się za sobą wytrwale pomiędzy Motkowicami, Kijami, lasem go-łuchowskim, Lipą i Włoszczowicami. Byli ranni i zabici, wśród tych ostatnich Węgier o  nazwisku Erdedy, którego śmiertelnie stratował własny koń, gdy oddział salwował się ucieczką przed wrogiem. Ciało powstańca zawieziono do Włoszczowic, a po ubraniu w porządny mundur złożono na boisku stodoły sołtysa. Wiejskiemu stolarzowi zlecono wykonanie trumny (kosztowała 6 rubli), a w tymże czasie Mazaraki napisał list do ks. Feliksa Piekarskiego, proboszcza w Kijach, w którym prosił o pochowanie zmarłego: ?Lajosz Erdedy, urodzony Węgier, zginął w dniu dzisiejszym w potyczce z kozakami. Jakiej był wiary, nie wiem ? ale to wiem, że bronił naszej ziemi i świętej wiary naszej. Niechże więc ta ziemia przyjmie jego jak syna do swego łona, a Wielebny Dobrodziej niech raczy pochować go jak brata w Chrystusie.?Pogrzeb odbył się zaraz po odejściu Rosjan z Kij, przybył nań oddział powstańczy: ?Ciało poległego było już w kościele ustawione na katafalku, księży ze dwudziestu, szlachty, męż-czyzn i kobiet, oficjalistów i innej inteligencji wiele, a ludu wiejskiego taka ilość? zanotował we wspomnieniach Mazaraki ? żeśmy go obliczali na tysiąc głów. Widok ten serca nasze poruszył do najżywszej wdzięczności?. Po nabożeństwie udano się na cmentarz, a kiedy trumnę spuszczano do grobu, koledzy dali ognia z karabinów. Gdy uroczystość dobiegła końca, proboszcz zaprosił na poczęstunek najważniejszych gości. Ale nie zapomniał też o powstańcach, którzy zajęli pozycje przed plebanią: ?Życzył sobie, aby i żołnierze przyszli się pożywić przy jego stole ? wszyscy naraz przybyć nie mogli, więc przychodzili partiami po dziesięciu. Każdy, gdy wszedł, stawał, salutował wszystkim, przystąpił do dziekana, całował go w rękę i powiadał swoje nazwisko, ksiądz całował go w głowę, robił nad nim znak krzyża św. i szeptał jakąś modlitwę ? następnie siadał 33 każdy przy stole, zjadł, wypił, obtarł gębę, zapalił cygaro lub papierosa, ukłonił się i marsz do konia. W ten sposób byli wszyscy na plebanii przyjęci. Po tak serdecznym przyjęciu i czułym pożegnaniu z czcigodnym dziekanem i resztą towarzystwa siedliśmy na koń i marsz dalej na nową poniewierkę?. Jeszcze na początku lat 70. XIX w. były Kije, razem z Borczynem, Górkami, Hajdaszkiem, Kliszowem, Kokotem, Lipnikiem, Rębowem i Wierzbicą, częścią dóbr motkowickich hrabiego Kazimierza Lanckorońskiego (1802?1874), a następnie jego syna Karola Antoniego (1848?1933). Ten ostatni podzielił ów majątek i wyodrębnił z niego dobra Kije z folwarkami: Kije, Hajdaszek, Lipnik, Wierzbica, Górki i pustkowiem Wymysłów, w sumie 2078 mórg pól uprawnych, ogrodów, łąk, pastwisk, lasów, placów, nieużytków, ale również gorzelnią, dwoma młynami wodnymi i piecem wapiennym obok kopani surowca. W roku 1874 kupił to wszystko od hrabiego niejaki Frejman (odnowił wkrótce za własne pieniądze kościół parafialny), by w kilka lat potem odsprzedać Konstantemu Górskiemu, którego rodzina trzymała te posiadło-ści w swoich rękach stosunkowo długo. W roku 1878 odwiedził Kije pisarz Adolf Dygasiński, będący wówczas korespondentem pisma ?Nowiny?. Wspomniał w nim dokonaną transakcję, pochwalił pola zapowiadające obfite plony, z uznaniem wyraził się o bitym gościńcu przez wieś i jego budowniczym inżynierze Janie Władysławie Pietrzykowskim z Pińczowa. Ciepło napisał też o plebanie: ?Proboszczem jest tutaj znany dość zaszczytnie w literaturze naszej archeologicznej ks. Władysław Siarkowski, będący jednocześnie sekretarzem przy konsystorzu kieleckim?. Księdzu temu zawdzięczamy m.in. wiadomości o grasującej tu nieco wcześniej epidemii cholery. Ta choroba zakaźna, która w XIX stuleciu obficie zbierała śmiertelne żniwo, dotknęła Kije z okolicą w lecie 1873 r. W celu zorganizowania pomocy dla ludności powiatu pińczowskiego władze delegowały fachowego lekarza, który swoją misję zaczął od Kij, wsi najbardziej zagrożonej. W późniejszym sprawozdaniu lekarz napisał: ?Wieś należy do dóbr Motkowice, położona jest na wzgórzu, z dala od rzeki i bagien, ma jednak pod dostatkiem wody studziennej. Ludność tej wioski jak również Lipnika, który niejako dalszy jej ciąg stanowi, wynosi około 400 mieszkańców. Domy tu jak na włościańskie dosyć porządne, wszystkie prawie murowane, okna obszerne, mieszkania suche, schludne i nienajgorzej utrzymane. Domy budowane są po większej części wzdłuż jednej linii, w umiarkowanej odległości jeden od drugiego; wioska na pozór znajduje się w warunkach bardzo higienicznych.?Przybyły delegat znalazł Kije w stanie ogromnego spustoszenia wywołanego cho-34 robą ? prawie wszyscy mieszkańcy byli nią dotknięci, sparaliżowani strachem, nikt nie śmiał wyjść z własnego domu, by pomóc sąsiadom, choćby tylko podać wody osłabionym ludziom.  ?Zewsząd zalegała głęboko cisza, nie przerywana nawet świergotem wróbli, które w zupełności się stąd wyniosły ? okoliczność, która jeszcze bardziej powiększała trwogę mieszkańców?? dodawał delegat, kreśląc ponury obraz zapowietrzonej okolicy. Po jego przybyciu urzą-dzony został naprędce szpital, gdzie zatrudniono do obsługi pacjentów miejscowych włościan, co napotkało wiele trudności, szczęśliwie pokonanych przy pomocy dworu i policji. W pierwszej kolejności umieszczono w nim tych, którzy pozbawieni byli wszelkiej opieki oraz sieroty. Cholera grasowała zaledwie przez miesiąc, od pojawienia się 28 lipca do wygaśnięcia 17 sierpnia, ale dotkliwie spustoszyła gminę Kliszów. Pochowano wówczas 193 jej mieszkańców: 86 kobiet, 79 mężczyzn i 28 dzieci. Z tego w Kijach umarło osób 120. Smutne wypadki czasów zarazy 1873 r. odcisnęły się głęboko w pamięci, by później zaowocować wymyślonymi tworami ludowej wyobraź-ni, które skrzętnie zapisał ks. Siarkowski, proboszcz o upodobaniach etnograficznych. Parafianie opowiadali mu o tajemniczych znakach i widmach zapowiadających zbliżającą się klęskę. Widziano więc podobno o  północy błądzące po polach jakieś postacie, wygrywające na skrzypkach smętne melodie, natomiast przez wieś biegło płaczące dziecko. Zaraza z jednej wsi do drugiej przenosiła się w postaci pani lub kobiety wiejskiej ubranej na biało; widmo takie pokazywa-ło się jednocześnie jadącemu albo idącemu człowiekowi i pytało o drogę. A w r. 1873, tuż przed wybuchem ?dwóch chłopów przed samą północą biegło w największym pędzie, jeden ze wsi Górki a drugi spod Kij z góry Winnicy. Obaj byli to straszne draby, a ogień sypał się z ich nóg. Zetknąwszy się ze sobą na drodze krzyżują-Dożynki 2009 ? KGW w Kijach35 cej się koło cmentarza, zaczęli ziać ogniem na siebie i bić się do upadłego, a gdy pierwszy kur zapiał znikli bez śladu.? Około 1917 r. pojawił się w pejzażu wsi nowy element ? cmentarz wojenny, gdzie spoczęli żołnierze polegli w walkach nad Nidą w latach 1914?1915. Otaczał go wał ziemny o kształcie trapezu, którego tylna część obejmowała nasyp, z częścią środkową niższą i bocznymi wyższymi wysuniętymi ku przodowi. Stały na nim duże krzyże drewniane: cztery łacińskie, dwa lotaryńskie i jeden rosyjski. Przed nasypem usytuowane były cztery rzędy mogił z aleją pośrodku, kryjące szczątki 189 żołnierzy austrowęgierskich i 135 rosyjskich. W roku 1937 cmentarz przeniesiono do Pińczowa; do dzisiaj zachował się po nim jeden z krzyży stojący w pobliżu Kliszowa. Trudnym okresem dla Kij była okupacja niemiecka 1939?1945, szczególnie zaś dzień 6 września, na początku wojny, kiedy od pożaru spłonęły aż 52 gospodarstwa. Ucierpiały też budynki parafialne, bo od ognia zajął się dom służby kościelnej, stodoła ze zbiorami oraz obora z szopą. Proboszcz Roman Zelek zdołał odbudować zniszczone obiekty, ale w styczniu 1945 r. po ruszeniu na zachód ofensywy zimowej pociski dosięgły z kolei kościoła, który został uszkodzony. Podobnie jak na terenie całej Polski, tak i tutaj dokonali Niemcy zagłady miejscowej ludności żydowskiej. Przed wybuchem wojny mieszkało w parafii 50 Żydów, potem ich liczba zaczęła spadać, by w dniu 25 lutego 1942 r. osiągnąć stan 34 osób. Jest to ostatnia przed eksterminacją wiadomość, zachowana w archiwaliach parafii pińczowskiej. Zespół Kasztelanie36 Piękną i patriotyczną postawę wykazali w tamtych latach nauczyciele ze szkoły powszechnej w Kijach, aktywnie uczestnicząc w tajnym nauczaniu. Jan Cecherz (ur. 1897) prowadził tajne komplety w Lipniku w latach 1940?1944; Halina Wanda Ciurlik (ur. 1909) nauczała w Kijach, razem z mężem Władysławem (ur. 1902), który ponadto przewodniczył tajnej Gminnej Komisji Oświaty i Kultury w gminie Piń-czów; natomiast Jan Kwapisz (ur. 1900) uczył od 1943 r. na tajnych kompletach w Stawianach. W dniu 2 maja 2004 r. Rada Gminy w Kijach przyjęła uchwałę dotyczącą ustanowienia herbu i flagi gminy, ponieważ dotąd takich emblematów ona nie posiadała. Przygotowanie projektów powierzono doktorowi Lechowi Stępkowskiemu, historykowi i pracownikowi naukowemu Akademii Świętokrzyskiej w  Kielcach. Uroczystość nadania gminie jej symboli przekształciła się w święto mieszkańców, w którym uczestniczyły władze samorzą-dowe i zaproszeni goście.

Galeria

Skip to content
Copy link